Lodowiec Haugabreen znajduje się w Norwegii na terenie Parku Narodowego Jostedal.
Planując naszą wyprawę w 2018 roku szukałam miejsc mniej uczęszczanych, mniej dostępnych, mniej oczywistych. I tak trafiłam na lodowiec Haugabreen :) Nie znalazłam zbyt wiele o nim informacji, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto tam jechać. Spodziewałam się, że nie spotkam na szlaku do Haugabreen tłumu turystów – i nie zawiodłam się.
Aby do niego dotrzeć – z miejscowości Stryn skierowaliśmy się na Byrkjelo a potem wzdłuż rzeki Stardalselva drogą E39 dojechaliśmy do miejscowości Klakkeg, następnie doliną Stardalen dotarliśmy do niewielkiego campingu Høyseth.
Tam w otoczeniu pięknych widoków na okoliczne góry wśród szumu wodospadu tworzonego przez spadający potok górski spędziliśmy wieczór i noc.
Rano ruszyliśmy na szlak mający doprowadzić nas do lodowca Haugabreen. U mnie rozwijała się już w najlepsze infekcja gardła. Ruszyłam na szlak z gorączką i osłabieniem z postanowieniem, że idę tylko tyle ile dam rade a potem wracam….
Tuż przy campingu Høyseth prowadzi serpentynami pod górę płatna, szutrowa, wąska droga. Można nią dojechać do parkingu, gdzie rozpoczyna się właściwy pieszy szlak do lodowca Haugabreen. My pokonujemy tę ok. 3 km trasę pieszo, zostawiwszy naszego kampera na campingu. Poniżej mapka naszej trasy.
Trasa na tym etapie przed nami nie należy do zbyt urokliwych – ładniej jest na razie za naszymi plecami.
W końcu dochodzimy do parkingu, na którym stoją tylko dwa samochody. Z tablicy informacyjnej dowiadujemy się, że jesteśmy już na terenie Parku Narodowego Jostedalsbreen, w dolinie Haugadalen, ponownie widzimy jak przebiegają tutejsze szlaki. Ruszamy zatem do lodowca Haugabreen.
To w tym miejscu zapomniałam, że coś mi dolega i ruszyłam szlakiem przed siebie tak, że mój zdrowy mąż nie mógł mnie dogonić :)
Po opuszczeniu szutrowej drogi jezdnej od razu robi się przyjemniej, bardziej dziko i naturalnie. Taką Norwege lubię najbardziej :) W pobliżu widać kilka niewielkich norweskich domków wypoczynkowych, tzw „hytte”. Dochodzimy do oznaczenia szlaków w Haugastolen.
Wygląda na to, że niedaleka droga dzieli nas od Lodowca Haugabreen. Nawet widać go tam na górze, skąd spływa wodospad. Jestem bardzo ciekawa jak będzie wyglądał z bliska.
Ruszamy wzdłuż rwącego potoku, mniejsze strumienie przekraczamy co chwile po kamieniach.
Nie ma prócz nas zupełnie nikogo w tej okolicy :) Nasz szlak zaczyna się wznosić i nieco utrudniać. Wędrujemy po kamieniach, po swojej prawej stronie mając cały czas pływającą spod lodowca wodę.
Lodowiec Haugabreen zniknął nam tymczasem. Idziemy pod górę, ale go nie widać. Wiemy, że jest już tu gdzieś niedaleko, ale jeszcze zasłonięty przez kamienie i skały.
W końcu … jest! Oto lodowiec Haugabreen ! Teraz trzeba zejść po kamiennych płytach, aby się do niego zbliżyć.
W miarę, jak zbliżamy się do lodowca czujemy, jak tu jest zimno – wieje mocny bardzo zimny wiatr. Jest naprawdę lodowato. Widoki za to – niesamowite!
Jestem niezmiernie szczęśliwa, że udało mi się tu dotrzeć mimo gorączki i osłabienia. Jesteśmy sami z lodowcem, wrażenia niesamowite – ale trudno do niego podejść, bowiem wypływa spod niego niezmiernie wiele małych strumyków. Obawiam się zmoczyć nogi w tej niskiej temperaturze i przy moim samopoczuciu. Mąż śmieje się potem, że tylko temu zawdzięcza, że jego zwariowana żona nie pognała zobaczyć „co jest po drugiej stronie lodowca” :)
Przed lodowcem widać tabliczkę informującą o zagrożeniach, jakie tu mogą spotkać nieostrożnych turystów przy nadmiernym zbliżeniu się do lodowca. Robimy sobie nawet z nią zdjęcia.
Haugabreen i jego otoczenie robią na nas duże wrażenie, spotęgowane jeszcze przez fakt, że jesteśmy tu zupełnie sami. Oto natura w czystej postaci.
W 2016 roku oglądaliśmy lodowiec Briksdalsbreen. Obserwowaliśmy jak tłumnie jest odwiedzany przez całe wycieczki autokarowe na raz. Byłam nieco rozczarowana, że tak niewiele już zostało z tamtego lodowca i mogłam zobaczyć resztki języka lodowcowego pomiędzy skałami.
Lodowiec, u stóp którego właśnie jesteśmy – zupełnie nie przypomina niewielkiego Briksdalsbreen, nie ma też tłumu ludzi, co nam bardzo odpowiada. Stojąc przy Haugabreen czuję moc lodowca, wypływająca spod niego woda, przepiękne otoczenie i okoliczne góry dopełniają obrazu, który zostanie na długo w naszej pamięci.
Niechętnie, bo ze względu na widoki zostalibyśmy tu chętnie dłużej, ale kierując się głosem rozsądku – postanawiamy wracać.
Trudno tak po prostu stąd odejść. Oglądamy się za siebie wiele razy, aż lodowiec zupełnie znika a my po kamieniach schodzimy niżej, gdzie od razu robi się nieco cieplej.
Po drodze spotykamy grupkę młodych ludzi wędrujących z czekanami i kaskami w stronę lodowca Haugabreen. Na początku i na końcu tej grupy idą – na moje oko -bardziej doświadczeni – może przewodnicy? Płatne wyprawy na lodowiec z przewodnikiem należą wszak do popularnych atrakcji w Norwegii.
Znów idziemy wzdłuż rwącego sporego górskiego lodowcowego potoku, ale teraz na chwilę przechodzę na drugą stronę żelaznego mostku. Wiedzie tędy szlak na Oldeskaret i można dotrzeć przez góry do Briksdalsbreen. Zobaczcie jak tu ładnie :)
Niemal przy samym początku szlaku szlaku spotykamy następne osoby idące w stronę lodowca.
My już jesteśmy na szutrowej drodze jezdnej, którą schodzimy do campingu Høyseth. Tam spotykamy właściciela campingu, który gratuluje nam wspaniałej wyprawy, na wieść o tym, że całą drogę szliśmy pieszo wyraża słowa uznania, a gdy dowiaduje się, że szukamy lekarza – rezerwuje nam wizytę u lekarza w Strynie na godz. 15.00. Jesteśmy wdzięczni za pomoc. Niedługo potem opuszczamy gościnny camping Høyseth (po zapłaceniu 360 koron norweskich za nocleg i natryski) i jedziemy do Strynu.
Na koniec –
Trasa do lodowca Haugabreen ze Strynu
Dodaj komentarz