Norwegia pod namiotem. Czy to będzie wyzwanie czy przyjemność? Jak sobie poradzimy z kapryśną norweską pogodą?Jak będzie się sprawował namiot podczas tegorocznej wyprawy? Tego typu pytania przechodziły nam przez głowy przed tegorocznym urlopem w Norwegii.
Po tygodniu spędzonym na jednym miejscu (poza spacerem po Trondheim i spacerach po okolicy)- przyszedł dzień wyjazdu w naszą podróż po Norwegii. To sobota, 9 lipca 2016. Po zapakowaniu się ruszamy niestety wcale nie rano, tylko ok. 13 godziny.
Naszym celem jest Andalsnes, gdzie zamierzamy zatrzymać się na campingu. Nawigacja pokazuje nam inną drogę, ale my wybieramy tę, która będzie wiodła wzdłuż rzeki Rauma. Dolina tej rzeki jest piękna. Przejeżdżaliśmy tędy w 2014 roku i mamy zdjęcia przy słonecznej pogodzie. Teraz niebo jest zachmurzone i co chwilę pada deszcz. Jedziemy więc drogą E39, potem E 6 przez Berkak, Oppdal, Dombas, gdzie odbijamy w drogę E 136 prowadzącą do Andalsnes. W Bjorli robimy sobie przerwę, kupujemy mapę Romsdalseggen za 199 koron Atlas samochodowy norweski za 269 koron, Artur jakąś przekąskę za 37 koron i 2 wody mineralne (małe) po 29 koron sztuka i płacimy 520 koron. Jestem zaskoczona, ale Artur mówi, że w Norwegii książki i wydania książko – podobne są drogie. Zapamiętam. Z mojej perspektywy – zarabiającej w złotówkach – to niemal wszystkie ceny są tu bardzo wysokie, ale na to trzeba się tu nastawić.
Następny przystanek robimy już przy wodospadzie Slettafossen.
Gdy przejeżdżaliśmy tą drogą dwa lata wcześniej zupełnie przeoczyliśmy te miejsca, które zamierzamy teraz odwiedzić. Tak więc nad Slettafossen Asia rysuje, my robimy zdjęcia, potem jeszcze zatrzymujemy się kilka km dalej aby zobaczyć słynny most kolejowy Kylling Bridge, który spina dwa brzegi pięknej Raumy.
Szkoda, że jest już tak późno. Słońca ani śladu, w sumie to mamy szczęście, że w Norwegii w tej części przynajmniej jest tak długo jasno. Uświadamiamy sobie, że jest już 21 godzina, a my nie mamy rezerwacji na camping i w sumie nie wiemy, czy ktoś nas tam wpuści, bo mamy jeszcze ok. 40 km drogi. Dzwonimy więc na Camping Andalsnes.
Okazuje się, że hytty czyli domki campingowe są wszystkie zajęte, ale jak mamy swój namiot to nie ma najmniejszego problemu, możemy przyjeżdżać.
Uff !!! Jedziemy więc zachwycając się co chwilę widocznymi wodospadami spadającymi z wysokich gór.
Szkoda, że zaczyna padać i to coraz mocniej… Znów część uroczej Doliny rzeki Rauma pozostaje dla nas niedostępna, tym razem przez zacinający mocno deszcz.
Wygląda na to, że w ostatnim czasie musiało tu spaść dużo wody bowiem tych wodospadów nie było tu 2 lata wcześniej. Dojeżdżamy w końcu na camping. Chłodno, kropi deszcz. Na campingu rzeczywiście sporo ludzi. W końcu weekend i ludzie przyjechali odpocząć. Domki zajęte, ale nie ma problemu z miejscem dla namiotów, camperów czy przyczep. Z ulgą odnotowujemy fakt, że takich wariatów jak my ( czyli nocujących pod namiotami) jest tu więcej ! Hasło „Norwegia pod namiotem” przestaje mieć egzotyczny wydźwięk :)
Rozkładamy po raz pierwszy namiot kupiony w Decathlonie na ten wyjazd.
Specjalnie wybraliśmy model z przedsionkiem w którym możemy usiąść, z łatwym montażem. Jest nieźle, namiot rzeczywiście rozkłada się dość sprawnie. Teraz czas na przygotowanie spania. I tu zaczyna się problem, bo okazuje się, że nie mamy pompki ! Nie mamy przejściówki do pompki samochodowej, więc nie ma jak napompować materacy. (Poza tym pompka samochodowa ma prawie żadną wydajność jak się potem okazało przy pompowaniu materaców) Tak więc… 1 materac samo pompujący nadmuchał się sam, a dwa pozostałe 1 i 2 osobowy dmuchaliśmy na zmianę sami :) Daliśmy radę! To była prawdziwa praca zespołowa, tak samo zresztą, jak wcześniejsze wspólne rozkładanie namiotu. Jeszcze gorący prysznic (na żeton o wartości 15 koron) i wreszcie spać.
TUTAJ nasza trasa tego dnia :)
Dodaj komentarz