Passo Pordoi to bardzo popularna przełęcz w Dolomitach. Pierwszego przez nią przejazdu nie zapomnę z kilku powodów. Jechaliśmy od strony Cortiny d’Ampezzo a potem Passo Falzarego, wybraliśmy zjazd drogą ss 48.
Trasa Passo Falzarego-Arabba-Passo Pordoi -Canazei
Tak więc jedziemy przez Pian Falzarego, przejeżdżamy przez Cernadoi, dojeżdżamy do Arabby. Do tej pory jechało się dobrze, nie było specjalnych utrudnień, ani dużego ruchu. Teraz, nadal jadąc dalej SS48 obieramy kierunek na Passo Pordoi.
Stopniowo na tej trasie coraz więcej kolarzy, są też motocykliści, samochody, kampery – po prostu popularna bardzo przełęcz ta Pordoi. Przed nami bardzo wolno wspina się ogromny autobus wycieczkowy Nie mamy możliwości wyprzedzenia go, a on niemal staje na każdym zakręcie, więc i my musimy się zatrzymywać. To spore utrudnienie, bo momentami jest stromo, ale Artur świetnie sobie daje radę. Mijają nas dwaj motocykliści. Wyprzedzają też jakoś ten autobus. Chwilę później, gdy wyjeżdżamy za kolejny zakręt, okazuje się, że jeden z nich wjechał w zjeżdżającego z góry kolarza…Widzimy na boku drogi leżącego poszkodowanego i zasłaniających go czymś kolegów. Jest też samochód techniczny. Pokazują nam aby jechać dalej i nie zatrzymywać się bo już się zajmują poszkodowanym… Jedziemy dalej, ale trudno mi się jakoś otrząsnąć. Chwilę później, pokonując ostatnie zakręty jesteśmy wreszcie na górze.
Passo Pordoi
Zatrzymujemy się na parkingu. Dalej jestem poruszona nie tylko samym utrudnieniem na drodze ale i wypadkiem. Ponownie bardzo doceniam mojego dzielnego kierowcę :)
Zostawiamy kampera na parkingu i idziemy się przejść, aby zobaczyć jak wygląda przełęcz Pordoi i zastanowić się co dalej? Zostajemy tu na noc czy jedziemy ?
Jednak dzisiaj jedziemy w dół.
Zjeżdżamy dalej w dół i pokonując kolejne zakręty – ( po włosku „tornante”)- uświadamiamy sobie w pewnym momencie, że jeszcze jesteśmy powyżej wysokości naszej karkonoskiej Śnieżki :) (1602 m.n.p.m.) :)
Zjeżdżamy kolejnymi serpentynami w dół do miasteczka.
Canazei
Po wjeździe do miasteczka zatrzymujemy się na parkingu i idziemy szukać sklepu. Po chwili widzimy camping. Zaglądamy tam więc i okazuje się, że są wolne miejsca, więc wjeżdżamy :)
Po takiej podróży i tylu wrażeniach zwykłe gnocchi z oliwą i parmezanem smakują świetnie :)
Na campingu doskonale odpoczywamy. Jest czas na poukładanie sobie dotychczasowych wrażeń, jest czas na książkę :)
Decydujemy, że zamiast tylko jednej nocy, zostaniemy tu jeszcze jeden dzień. Naszymi sąsiadami są bardzo sympatyczni Czesi z którymi przy piwku wymieniamy nasze podróżnicze doświadczenia.
Następnego dnia Artur do naszej markizy przymocowuje dodatkowe obciążenie – starter (zestaw do odpalania auta) i mówi, że przynajmniej nie odlecimy :) Traktuję to jako żart do momentu, kiedy zupełnie niespodzianie nagle zrywa się wiatr.
Kilka podmuchów i … niedaleko od nas słychać jakiś huk. Artur bez zastanowienia idzie zobaczyć co się stało. Zaraz wraca po zestaw narzędzi. Okazuje się, że wiatr zerwał Anglikom zupełnie nową markizę, odwrócił ją na drugą stronę, co wyrwało im uchwyty i zniszczyło bagażnik dachowy. Tak więc pomógł pomocować to z powrotem, a potem poszliśmy na spacer.
Tuż za campingiem, wzdłuż rzeki przebiega droga rowerowa. W ogóle to wygląda na to, że rowery i kolarze opanowali Canazei bez reszty :) Wszędzie widać stoiska ze sprzętem rowerowym, wszędzie pełno rowerzystów!
Idąc wzdłuż rzeki w niewielkiej odległości od campingu przechodzimy przez park w którym jest plac zabaw dla dzieci.
Docieramy do zabytkowej części Canazei z kościółkiem San Floriano .
Tuż za nim stoi niezwykle ozdobiona willa. Oglądamy ją sobie z każdej strony:)
Idąc dalej zauważamy szlak biegnący pod górę i choć- ubranie i obuwie mam nieodpowiednie (wybrałam się w sukience i sandałkach) idziemy zobaczyć dokąd prowadzi. Okazuje się, że jest to szlak pieszy, przecinający szosę prowadzącą z Canazei do Passo Pordoi :) Przy szlaku ustawiono ławki, jest ujęcie wody do picia. Mamy stąd widok na Canazei :)
Wracamy przez miasteczko na nasz camping.
Po powrocie na camping, na szybie naszego kampera za wycieraczką znajdujemy taką karteczkę od Anglików, którym Artur pomagał po zerwaniu markizy i bagażnika :)
Na koniec cała nasza dzisiejsza Trasa
Dodaj komentarz