Trekking w Jotunheimen miał być następną atrakcją podróży po Parkach Narodowych w Norwegii w 20017 roku. Nasze górskie wędrowanie w Parku Narodowym Jotunheimen miało się odbyć słynną granią Bessegen, znajdującą się nieopodal Narodowej Trasy Turystycznej czyli drogi 51.
Do jeziora Gjende przyjeżdżamy z Otty, gdzie spędziliśmy ostatnie 3 noce na Otta camping. Tak więc za nami trasa z Otta: drogą E6 , potem 257 przez Randsverk i dalej drogą 51 do Gjendesheim. Znajdujemy miejsce na parkingu i rozglądamy się w miejscu, skąd odchodzą promy.
Wcześniej mieliśmy zamysł, by promem przeprawić się do Memurubu i stamtąd szlakiem biegnącym granią pomiędzy dwoma jeziorami przejść do Gjendesheim. Tak robi większość turystów. Trasa przewidziana na ok. 7-8 godzin wcale nie należy do „spacerowych” Jest za to niezwykle popularna, piękna widokowo. Jej główną atrakcją jest widok na jeziora Gjende i Bessvatnet, które – dzieli różnica 400m. Ze względu na dość późną porę i niepewną pogodę, nie decydujemy się na pokonanie całej trasy. Postanawiamy wejść w górę szlaku tyle ile nam się uda i wrócić, gdy będzie taka potrzeba.
Ruszamy więc pod górę, po niedługim czasie podziwiamy widok na Jezioro Gjende. Szlak początkowo zielony, stopniowo pnie się w górę, mija niewielki wodospad i staje się coraz bardziej kamienisty. Na wysokości 1700 m przechodzi w płaskowyż.
Droga przez Veslfjellet 1743 m.n.p.m.
Na tej otwartej przestrzeni na wysokości 1700 m.n.p.m. pogoda nagle się zmienia. Nadciągają ciemne chmury, zrywa się zimny wiatr. Idziemy pod ten nieprzyjemny wiatr aby zobaczyć słynną przełęcz Bessegen. Niestety wieje coraz mocniej….
W tym miejscu już wiedzieliśmy, że dalej nie pójdziemy :( Zbyt mocno wiało, nie wiedzieliśmy czy nie będzie jeszcze gorzej i nie zdecydowaliśmy się na zejście do słynnej grani. Za widocznymi kamieniami chroniliśmy się przed wiatrem, potem postanowiliśmy wracać.
Widok na jezioro Bessvatnet i Besshøe 2200 m.n.p.m.
Wracamy tą samą drogą do parkingu. W miarę schodzenia, pogoda nieco się poprawia, nawet prześwieca słońce. Tylko czemu dopiero teraz?
Mały fragment pokonujemy z pomocą łańcuchów.
Przed nami ostatni fragment szlaku i zejście do parkingu. Ta wycieczka zajęła nam 5 godzin. Szlak nam się bardzo podobał, choć patrząc na mapę wygląda na to, że zobaczyliśmy nieco mniej niż 1/2 trasy…. Chętnie tu kiedyś wrócimy aby przejść cały szlak. Pomyślę też o innych trasach. Tymczasem dochodziła już godzina 20.00. Czas pomyśleć o noclegu.
Pojechaliśmy drogą 51 do drogi 15 i skręciliśmy w kierunku Lom. Wybraliśmy niewielki camping przed Lom, na który dotarliśmy ok 21.45. Po przyjeździe okazało się, że możemy przenocować za 400 koron za 4 osoby w maleńkiej „hytce” z łóżkami piętrowymi. Jako, że zrobiło się bardzo zimno i kropił deszcz, wiał zimny wiatr dochodziła niemal godzina 22.00, nikt z nas nie miał ochoty na rozkładanie namiotu, więc przyjęliśmy propozycję maleńkiego domku drewnianego z radością Jeszcze tylko gorąca kąpiel (10 koron) i można było już spać.
Wnętrze malutkiego domku. Są w nim 2 łóżka piętrowe, lodówka, kuchenka, stół i 4 taborety.
Następnego dnia ruszamy do Lom później drogą 55 przejedziemy pomiędzy górami Jotunheimen. Może pogoda pozwoli na kolejny trekking?
Dodaj komentarz